Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Któż oświeci, któż poradzi?
Któż przestrzeże, któż nie zdradzi?
Alboż ja się zdradzę komu,
Obce dziecię w cudzym domu.

Gdy przyszło na te słowa, Kazimiero, to przeczułam, że czytający sam od siebie mówi. Jedni przez grzeczność chwalili, drudzy szeptali pocichu „nędzota“: pewien gramatyk zrobił uwagę, że dla końcówki w któremś tam miejscu niewłaściwie czwarty przypadek w przeczącym zwrocie użyty. Ja mój sąd zawiesiłam. „Obce dziecię w cudzym domu“ miałam ciągle przed oczyma; więc gdy Edmundek, dopełniwszy swego obowiązku, zacisnął się w najciemniejszy kącik salonu, poszłam ku niemu z najżyczliwszej siostry przyjaźnią. Zaczęłam go wypytywać o książki, które czytuje, ale chłopiec zmieszał się jeszcze bardziej, niż przy początku swojej deklamacji, i niczego z jego oderwanych odpowiedzi wyrozumieć nie mogłam; zaczęłam mówić o szkołach, w których się kształcił, o profesorach mniej lub więcej szanowanych; już nam szła raźniej gawędka — aż nakoniec stoczyła się do jego osobistych stosunków, do rodziców, sióstr, braci. Mojemu Edmundkowi zupełnie się już usta rozwiązały. Słuchałam go z zajęciem; on też odgadywał pewnie i był coraz śmielszy, coraz podobniejszy do samego siebie. Większa połowa wieczoru zeszła nam tak przyjemnie, że gdy musieliśmy się rozłączyć, Edmundek najniezawodniej widział, jak mię wzywający do fortepianu głos hrabiny niecierpliwił, a ja też widziałam dobrze, jak Edmundkowi żal było samemu zostawać, jak mię przez cały salon wdzięcznem przeprowadzał okiem. — Nie śmiej się ze mnie, Kazimiero: ten maleńki podlotek febowy głębsze niżbyś mniemała zrobił na mnie wrażenie. Juścić że nie jego wiersze, ale polubiłam jego ubóstwo, jego