Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ja źle wychodzę, oczywisty dowód, że nie dostałam równej z innymi porcji; ta pół-doza fatalna życie mi tylko zakwasiła; z tym stoczkiem zapalonym w rozległej piwnicy nie widziałam gdzie pójść chciałam, ukazywały mi się same powykrzywiane kształty, głębokości niebezpieczne, lub śmiecie obrzydliwe. Nie raz myślałam sobie, że byle kilka kroków dalej postąpić, rozpadną się przedemną wrzeciądze tajemne i utonę wśród blasku świec jarzących, złota, klejnotów, bodaj nawet, czy nie wśród słońc nowych, a promienniejszych od naszego plamistego słońca; już sobie wszystko przedstawiałam, już prawie miałam zobaczyć — w tem stoczek mignął, zostawały tylko kamienne schody pod nogami i kamienne sklepienie nad głową. Wszystkie takie nagłe zmiany dekoracji rozwinęły we mnie najdokuczliwszą władzę, chorobę: ironję — zwolna do tego przyszło, że na co spojrzałam, to mi się odrazu od pierwszego rzutu oka we właściwych sobie formach i w karykaturze ukazywało; co posłyszałam, to sparodjowanem wracało mi echem; co czułam sama, to sama sobie wyśmiać, przedrzeźnić tak doskonale umiałam, że pewnie lepiej Djoni by nie potrafił — ba, ja przecież samego Djoniego na fundusz wziąć mogłam; żadna z jego drobnych pretensyek nie uszła mej baczności; wiedziałam kiedy w lustro się spojrzy, a kiedy oczu przymruży — i tak mniejwięcej wszyscy dla mnie stawali pod promieniem rozwidniającym każdą ich ułomność. Gdybym więcej miała odwagi, albo mniej pobłażania — gdyby rady Urszulki zatarły się w mej pamięci, tobym uchodzić mogła za najostrzejszy dowcip dziewiętnastego wieku. Sama pani Felicja pozazdrościłaby mi niezawodnie; bo ileż to spostrzeżeń, ile odpowiedzi zabójczych uwięzło na języku, a ja z nich korzyści wyciągnąć nie umiałam i nie pragnęłam nawet; od-