Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powiedzi, spostrzeżenia, zawsze prawie przemilczane, kamieniem tęsknoty na serce mi spadały — im ludzie byli śmieszniejsi, im świat cały śmieszniejszy, im śmieszniejszą ja sama, tem bardziej tylko nad ludźmi, nad światem, a szczególniej nad sobą płakać mi się chciało. Rozsądny mój dowcip osobliwszego był gatunku; widział niby arcyzabawne rzeczy, lecz sam się niczem zabawić nie mógł, ten splinnik niegodziwy! Co ja przez niego ucierpiałam! — racz mi kiedyś Panie Boże w zasługach Jobowych policzyć. Ale znalazłam wreszcie antydot skuteczny. Jak to już pani mówiłam, niepodobna mi było z rozsądku się wyswobodzić; dałam mu berło w rękę i zostawiłam na miejscu — tymczasem zaś obok niego wyniosłam na tron ducha inną, równie potężną władczynię — fantazję! Ach! panno Kazimiero, jak ja wybornie umiem fantazjować! jak marzyć!... zdaje mi się, że w całej Europie nikt tak nie potrafi — trzeba też wyznać, że nie odrazu do tej doskonałości przyszłam. Z początku bardzo często zamyślałam się, mieniłam na twarzy, łzami oczy się przepełniały, lub uśmiech po licach przebiegał. Matka wtenczas pytala: „A co ci to, Guciu? czemu tak w jedno miejsce się zapatrzyłaś? czemu zbladłaś? czemu się rumienisz? czy cię co boli? z czego się roześmiałaś?“ — i musiałam zawsze stać pod bronią z gotowem usprawiedliwieniem: „to nic, mamo; zimno mi, albo gorąco; w zębie mię strzyknęło; albo deklamacja pana Edmunda mi się przypomniała“. Dzisiaj już nie potrzebuję żadnych wybiegów zażywać. Myśli moje podwójnym płyną prądem jeden zwierzchni, unosi męty i piany powszednie; drugi, spodni, toczy kryształ najczystszy, drogie perły, djamenty, korale, rozbija się o granit skał niebotycznych, zapada w przepaści bezdenne, a nic tego nie znać po mnie. Nawet pani się nie domyśliła i dzięki Bogu,