Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

knąćby musiały; lecz matka milczała dopóty, dopóki się nie nastręczyła sposobność bardzo słusznej, na moje nieszczęście, połajanki. Domyśla się pani, że poczucie swej winy zawsze moralnie rozbraja człowieka — otóż stało się coś takiego, przez co ja sama winną, bo w najwyższym stopniu śmieszną się poczułam. Niech pani na tem ogólnikowem wyznaniu poprzestanie; zbyt jeszcze przykrą dla mnie rzeczą wspominać całą ową historję, wstydzę się, słów dobrać nie umiem, a jednak powinnabym wszystko szczerze powiedzieć, kiedym raz już zaczęła — no, powiem, i cóż pani za to mi zrobi? choć się rozśmieje, to widzieć nie będę, a przed drugimi, przed panią Felicją wszakże mię panna Kazimiera nie zdradzi. Tak się więc stało; Urszulka radziła mi z tego co czytam, co w świecie spostrzegam, co sama sobie myślę, zbierać, w ważniejszych chwilach przynajmniej notatki maleńkie. Po odjeździe Urszulki, zamiast notatek, rozpoczęłam formalny dziennik... dziennik, to nic jeszcze — ale — Boże mój, jakże to trudno napisać! W tym dzienniku na pierwszej kartce były wiersze, niezupełnie moje wiersze, naśladowane tylko z Kochanowskiego:
„Urszulo moja wdzięczna, gdzieś mi się podziała?“ Niemniej przeto dzienniki i wiersze w ręce matki wpadły. Jestem pewna, że miłosny bilecik nie byłby więcej zgorszenia narobił.
— A to znowu co za romanse? Spodziewam się, że cię przecież panna S** nie uczyła wierszy robić; ja też cię wcale na poetkę i dziesiątą muzę nie wychowuję. Od tego czasu proszę mi zawsze pokazywać wszystko, co tylko pisać będziesz; jeszcze gotowaś na autorską monomanię zachorować; na to nigdy nie pozwolę, ani prawdziwych, ani komponowanych romansów w domu moim nie ścierpię. Czy już komu dałaś to do czytania?