Strona:Narcyza Żmichowska - Biała róża.pdf/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Djoni podobno nie bardzo się zawstydził; mruknął sobie pod nosem:
— Dobrze jej tak, niech po księżycu nie chodzi, to ją lunatyczką przezywać nie będą — i na tem się jego zmartwienie ograniczyło. Ale ja, nieszczęśliwa! do mego serca każdy wyraz połajanki ostrą szpileczką się przypiął. Ciągle miałam przed oczyma ten rumieniec z mego powodu zawstydzonej matki i ciągle echo mi zwracało jej wylęknionym głosem rzucone słowa: „gdyby się wszędzie rozniosło, że twoja siostra lunatyczka, albo egzaltowana...“ egzaltowana!... Plutôt mourir!
Zdaje się jednak, że obawa tego nieszczęścia rozbudziła do najwyższego stopnia czujność macierzyńską. Na każdy mój postępek więcej zwracano uwagi; staranniej przepatrywano każdą książkę, którą do rąk wziąć mi było wolno; z rozrywek pani Tańskiej usunięto dziennik Franciszki Krasińskiej; z Rasyna zostawiono tylko Atalję; z półeczek, na których stali tak zwani klasycy nasi, poczciwy Karpiński zniknął, a wszystkie numera „Journal de jeunes demoiselles“ przechodziły srogą cenzurę. Pomimo tylu chłodzących środków, kuracja moja przez parę lat jeszcze opornym i leniwym postępowała krokiem. To przy muzyce zbyt długo siadywałam, to w kościele tak się modliłam, że aż wszyscy patrzyli na mnie, co się zwykle zdarzało, gdy ja właśnie nie patrzyłam na nikogo; to zbyt czule śpiewałam arję Desdemony; przyszło do tego nakoniec, że mię „romansową“ nazwano. Po tej dozie chininy zgubiłam febrę egzaltacji.
Ale bo cóż to znaczy przesada? cóż znaczy egzaltacja? one są ledwo cieniem, podnóżkiem, zapowiedzią „romansu!“ Romans — oto dopiero prawdziwa esencja śmieszności, fermentacja w nadużycia i zbrodnie. Każda kobieta złych obyczajów jest, według naszego domowego