Strona:Na Szląsku polskim.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

właścicieli. Patrząc na to wszystko, wierzyć się prawie nie chciało, że ma się do czynienia z prostym polskim »chałupnikiem«, zdawało się, że się zostało nagle przeniesionym do którego z bogatych farmerów Anglii lub Szkocyi, lub że się zwiedza holenderskie wzorowe gospodarstwa.
— Mamy takich tu więcej, — odezwał się do nas p. Rostek, gdyśmy z podziwem przyglądali się wszystkiemu.
Istotnie, takich gospodarzy jak Koza, znajduje się wielu, bardzo wielu w okolicach Raciborza. Zwiedziwszy Sudoł, gdzieśmy przypadkowo byli świadkami hucznego włościańskiego wesela, przez Wojnowice i Lekartów, zajechaliśmy do wielkiej wsi Janowic. Tu odwiedziliśmy gospodarza Bakę, i z wyjątkiem, koni znaleźliśmy wszystko takiem samem jak w kolonii Sudolskiego Kozy. Nadewszystko też mieszkanie jego, wprowadziło nas w niekłamane zdumienie. Obicia na ścianach, fajansowe naczynia i figurki na półkach i kominku, obrazy nad kanapą, meble na podłodze, wszystko tam świadczyło raz o zamożności niezwykłej, a powtóre o zamiłowaniu tego komfortu, który zawsze i wszędzie towarzyszy wzniesieniu się na wyższy szczebel kultury. A cóż dopiero, gdy stary Baka, poczęstowawszy nas po zwyczaju chlebem i serem, otworzył usta i zaczął rozpowiadać o wyborach do Sejmu, o nacisku, jaki przez pośrednictwo swoich organów rząd wywierał na polską ludność