Strona:Na Szląsku polskim.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wsi, pragnąc ją zmusić do głosowania na kandydatów miłych w Berlinie, i o oporze, na jaki pomiędzy tą ludnością natrafił! Patrząc na to i słuchając tego wszystkiego, nie wierzyło się oczom i uszom własnym, i błogosławiło się te mlekiem i miodem płynące strony, gdzie tyle przykładów pokrzepiających serce, zaczerpnąć można pod prostemi włościańskiemi strzechami.
W Wojnowicach, spostrzegliśmy dość duży kościół. Miłe jego kształty, a nadewszystko też dwa, ustawione przed nim, a zaopatrzone napisami czysto polskiemi kamienne krzyże, zachęciły nas do zobaczenia jego wnętrza. Wypadało więc zajść na plebanię i prosić proboszcza o pozwolenie. Jakoż zaszliśmy, i zamieniwszy słów kilka z »fararzem« Kępą, wprowadzeni zostaliśmy do kościoła. Kościół ten nie robi wcale wrażenia kościołka wiejskiego, a lubo ustępuje on wspaniałym świątyniom wschodnich kresów Szląska Górnego, przecież w Królestwie lub Galicyi byłby na wsi osobliwością. Podobnież kościół w Janowicach robi imponujące wrażenie, i wyraźnem jest świadectwem pobożności i ofiarności miejscowego ludu.
Powiedziałem wyżej, że wyruszywszy z Raciborza w stronę południowo-zachodnią, zwiedzaliśmy kresy polszczyzny na Szląsku Górnym. Istotnie tu się ona kończy. Środkiem pól i ogrodów uprawnych, płynie spokojnie nie wielka rzeczka Cyna, i ona to stanowi granicę Morawszczyzny. Czujesz