Strona:Na Sobór Watykański.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

taka: „Dobrowolnieście tu weszli, to i wyjść możecie dobrowolnie. Nie jest złem małżeństwo. Bóg z wami, dzieci kochane! Żegnajcie, a nie zapomnijcie, żeście lat tyle mieszkali w domu bożym. Nie przynieście mu tylko wstydu w życiu samodzielnem — poza murami klasztoru, który was strzegł od złego.“
Gdyby tak stały „kodeksy“, to powinszować Kościołowi całego szeregu rodzinnych domów katolickich, któreby były urządzane jak klasztory, a klasztorom powinszowaćby można „ludzi“... Myślących, samodzielnych, nie zahukanych... A tak? Przecież istne tortury duchowe, średniowieczne kły, koła zębate i ogień i wodę muszą przechodzić ci, co noszą skromny tytuł prawny „apostata a religjone“. — Wywłoka z zakonu. I jak się tacy nie mają złamać, nie plunąć w twarz „Antychrysta?!“ Metodą Lutra lub jemu podobnych... Nic dziwnego, gdy się słyszy, że zakony, zamiast być wykwitem ducha katolicyzmu, stają sie rozsadnikami kołtuństwa — najcięższej niewoli...
A stanowisko obywatelskie wiernych, czy kapłanów? Niedawno pisała „Myśl Wolna“:
„Roma locuta... biskupi polscy podali się do dymisji w senacie.
Z samego faktu jesteśmy naturalnie bardzo zadowoleni: miejscem pracy kapłanów jest świątynia, a nie targowisko polityczne.
Ale bezwzględnie protestujemy przeciwko wtrącaniu się mocarstwa obcego do naszych spraw wewnętrznych. Żaden obcy monarcha,