Strona:Na Sobór Watykański.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie wolno mu. Interdykty, klątwy, cenzury. Swego czasu ks. Stanisław Staszyc, charakter rzetelny jak rzadko, osądził, że nie dla niego kapłaństwo. Rzetelny krok należałoby rzetelnie ocenić. Oceniono go w „duchu rzymskim“: — apostata. I ten duch Babilonu wciąż pokutuje. Łamie dusze kapłanów, którzy nie widzieli w seminarjum, dopiero widzą na parafji, że nie dorośli do kapłaństwa. Symulują więc, udają, rozgoryczają się, zabagniają swój własny charakter i dusze wiernych — pod nierozumnym pręgierzem. Tymczasem sprawa jest jasna. Wolno papieżowi i biskupowi zawiesić swe funkcje biskupie, wolno i kapłanowi zawiesić swe funkcje kapłańskie. Czasowo, czy choćby na całe życie. Nie „poniewolnie“ lecz „dobrowolnie“ mają paść trzodę bożą, było życzeniem pierwszego papieża, który pisać nie umiał, ale rozum i Ducha Bożego miał nie pod miarę.
Krok dalej — w progi zakonów. Wstępuje dziecko szesnastoletnie, dziewczyna czy chłopiec. Żyje w zakonie lat kilkanaście, rozpatruje się dokładnie w stosunkach „doskonałości“ — widzi, że to, co bawiło i było pomocne dziecku, młodemu, to starszemu nie odpowiada. Dziewczyna zatęskni za jednem sercem sobie oddanem, za ogniskiem rodzinnem, przy którem na jej pierś pochylą się płowe główki, owoc jej łona, chłopiec ujrzy w uporczywych tęsknotach „jej“ cudną postać dziewczęcą. Zasada postępowania wobec tego rodzaju dusz powinna być