Strona:Na Sobór Watykański.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ŁÓDŹ PIOTROWA.



Pan, którego Imię Wszechmocny i Wiekuisty, upatrzył ją i upodobał sobie. Naznaczył jej sternika, któremu dał imię wieczne, i pchnął ją przemożnie na bezkresne wody świata.
Zdumiały się głębie. Szczupła, wątła łódź Rybaka z Betsaidy, miała połączyć ze sobą dwa brzegi, pomiędzy któremi leżała nieskończoność: brzeg Człowieczeństwa z brzegami Bóstwa, brzeg doczesności z wybrzeżem wiecznem.
Co za przedziwny, co za wspaniały był genjusz, który się odważył na to! Nieskończoność, dzieląca te dwa brzegi, była przecież burzliwą otchłanią. Zawrotna fala przesądów, ruchliwe morze fantazji i marzeń, zaprzeczeń, zwątpień i pojęć mętnych, pogmatwanych, wypaczonych, jakie z głów ludzkich wyparowały w ciągu dziejów, rozlały się jak bezdeń oceanu, targana niezliczonemi, gwałtownemi prądami od brzegu do brzegu. Kto tę otchłań oczyma przemierzy, ramieniem zagarnie, pokona?
Lecz śmiała łódka pruć poczęła fale. Nic zastraszało jej bynajmniej ani trwożyło to, żę przed nią na ową topiel pomiędzy światem a zaświatami ruszyły inne łódki, wypłynęło czółen tysiące, które, nabłąkawszy się po wo-