Przejdź do zawartości

Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ERAST:
Mądrze to wywiedzione.
KASPER:Dosyć, Bogu chwała,
Ale idzie tu panna, a z nią i ta mała.
Niechże się pan choć trzyma.
ERAST:Uśmierz swą obawę.
KASPER:
Lękam się, że pan gotów jeszcze pokpić sprawę.

SCENA TRZECIA.
ERAST, ŁUCJA, MARYSIA, KASPER.
MARYSIA:
Znów tu idzie; niech pani przynajmniej nie zmięknie.
ŁUCJA:
Czemuż o mej stałości mniemasz tak niepięknie?
MARYSIA:
Zbliża się.
ERAST: Nie, nie, pani; nie sądź, że przychodzę
Mówić o swych uczuciach, zdeptanych tak srodze.
Skończone; chcę wyleczyć się: już zrozumiałem,
Jaka część w sercu twojem była mym udziałem.
Ten twój gniew tak wytrwały za cień przewinienia
Świadczy, żem tam zbyt wiele nie miał do stracenia;
Chcę więc dowieść, iż wzdardy gdy chcesz walczyć bronią
I mnie nietrudno będzie postarać się o nią.
Przyznaję, iż me oczy podziwiały w tobie
Czar, w żadnej innej dotąd nieznany osobie,
I serce me, twych uczuć szczęściem upojone,
Za nicby miało przy niem królewską koronę;
Tak; temu, com czuł dla cię, nic zrównać nie zdoła;
Żyłem w tobie jedynie, i powiem ci zgoła,
Że, choć zraniony w serce, i tak jeszcze może,
Niełatwo czucia moje dla ciebie umorzę;
Lękam się, iż, pomimo całe me staranie,