Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak kto posłował, jak się w boju sprawił,
Co wnukom, a co Koronie zostawił.
Gdzie ojciec przestał, syn prowadził dalej,
A twarde słowa kładła dłoń ze stali.

Powstał pan Tomasz, przystąpił do mnicha,
Co po litanji szeptał «ave» z cicha:
«To jakoż ojcze! mówisz: pierzchnął z bitwy?
«Umykaj!» wołał śród mszy i modlitwy?!
Nie, dobry ojcze! nie zwij tego szałem;
Bojaźń go niosła przed Turków nawałem.
Wszak tylko cudem wasz ołtarz ocalał,
Inaczej kozak byłby świętość skalał!
O czemuż w drodze karku gdzie nieskręcił!
Czemu nie zginął gdy tylu poświecił!
Mnichu! w tej księdze nie nazwę go bratem,
Za nasze imię skalane przed światem.
Patrz, moich ojców świetny poczet cały,
To sami dzielni, sami męże chwały....
On tu nie będzie mieć swego ołtarza!....»
A mnich czytając modlitwę z brewiarza,