Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W koło namiotu w trwodze stoją tłumy;
Z węzgłowia powstał basza pełen dumy,
Zakrzyczał dziko: «Dziś ta podła tłuszcza
Złość mojej piersi drażni i poduszcza!
Sznur was nauczy jaka ma powaga,
Precz niewolniki! niech tu stanie Aga!»
A kiedy stanął, rzekł mu: «Weź janczarów
Tysiąc, i Turków tysiąc, i Tatarów,
Idź na Budzanów z słowami rozkazu,
Niech ci tam bramy otworzą do razu.
Kornym przebaczysz, a w razie oporu
Staniesz się dla nich aniołem pomoru!
Rzuć mord i ogień w to siedlisko sowy,
Roztrzaskaj mury, mnie przywieź ich głowy!»
A kiedy mówił, to tak ogniem spłonął
Jak gdyby wulkan w piersi swe pochłonął.
............
Krwawo za góry chowało się słońce;
Patrzy się basza, pędzą jacyś gońce...
«Ha! to zdobywcy zamku Budzanowa!»
Pobladł, na ustach zamarły mu słowa,