Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Odkrycie.

Już północ, — ogień w komilku się zarzy;
Basia usiadła, pogląda i marzy.
Kiedy stawiała dzban na lawatorze,
Dziadkowie dawno już spali w komorze.
Lecz znać do Maryi Panny się modlili,
Bo jeszcze dla niej klęcznik zostawili,
I zostawili koróneczkę dla niej,
By ją zmówiła do aniołów pani,
I lampę. Więc też Basia cicho wstała,
Wzięła koronkę i modlić się chciała,
Lecz się zwróciła do okna powoli,
Pogląda, szuka gwiazdkę swojej doli
Dumając; — i tak długo modre oczy
Bezwiestna w sinej topiła przeźroczy.
Odeszła; — dziwno! ta sama świetlica,
I lampa sprzęty te same oświeca,
I wszystko stoi tak jak dawniej stało,
A jej się wszystko piękniejszem wydało:
I rzeźby gładsze, i powały bielsze,
I twarze świętych w obrazach weselsze;
I nawet Chrystus klęczący w ogrojcu,
Mniej się na kielich skarzy Bogu ojcu,