Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A teraz, swedzkie co nie dotną noże,
To mróz wytraci, albo głód przemoże.»

«Ot! rzekł Suczycki, — ot Fryc! mądra głowa!»
Ale Fryc ciągnął: «Panowie, dwa słowa!
Widzicie! trzeba nim się w czyn co ziści,
Mieć tego czynu pewność i korzyści.
Na cóż nam przeto wszczynać gwałt szalony,
Kiedy Sącz będzie i tak uwolniony.
A wiecie wy też co się w Kraśnie stało?
Tam Wojniłowicz wziął załogę całą,[1]
Zabił Prackiego i tu się już zbliża.
A czy wy wiecie o wieściach ze Śpiża?
Tam nasz Starosta formuje piechotę,
A pan Kochowski będzie wieść tę rotę.
A Wąsowicze, a chłopów drużyna?
Wszystkie to wieści mam od Arjanina,
Tak! — lecz ja zwykłem chować wieści zawsze,
Aż chwile dla nich zdarzą się łaskawsze.
Teraz, gdy rzecz ma taki słuszny powód,
Podaję jako rady mojej dowód.»

«Słusznie Fryc mówi!» zawołali starzy,
A Bartek cały spłonął ogniem w twarzy,
Zgrzytnął, a potem pięść zacisnął silną,
«Oj Boże! jęknął, tożto im niepilno!»
I na ramiona gniewny rzucił odzież,
Wyszedł, a za nim wyszła wszystka młodzież,
Gniewna, i chmurna i pełna płomieni.
Wyszedłszy z Bartkiem, szeptali coś w sieni,

  1. Wojniłowicz, porucznik hussarji hetmańskiej, kosystujący w Przemyślu, dowiedziawszy się o łupieztwach Prackiego w Krośnie, który z dominikana stał się stronnikiem Szwedów i dla nich w Krośnie werbunek założył, wpadł tam z chorągwią wojewody Czernichowskiego, ludzi Prackiego zabrał w niewolę, samego zaś wyciągnionego z za pieca kazał rozstrzelać.