Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak kruki wciąż mu krakają nad głową:
«Drzyj mieszczan! ten ma to — a tamten owo!»
A Wielogłowski co u Gadowicza
Mieszka, ten także pyska im użycza,
I znać nie lekce Sztajn go sobie waży,
Kiedy broń miejską oddał jego straży.
Znam ja ich! — co dnia widzę jak z Dąbrowej
Przyjeżdża Szlichting do bramy zamkowej.
Otóż sławetna braci! moja rada:
Trzeba nam zbyć się tych dwu i sąsiada.
Gdyby ktoś... gdyby w ziemię wgryźli zęby...
Lutra usłużniej pozbawimy gęby.»
Rzekł, i rękami wskazał ku podłodze,
I siadł na stołku zagniewany srodze.

«Tak!» krzykną wszyscy, — wszystkim to rzecz znana!»
Cyrus zaś dodał: «Tak, był dzisiaj z rana.»
«I czart wie co on Sztajnowi poradził,
Rzekł Bogdajłowicz, bo Szwed zaprowadził,
Podwójne straże u baszt i ratusza.»

Stach Krawczyk krzyknął: «Patrz! niewierna dusza,
Patrz! ale myśl mi przychodzi wesoła
Rzekł ciszej, patrząc z uśmiechem do koła:
«Chłopcy! ja gotów, — dwu albo trzech jeszcze,
A tak się z tymi Arjany popieszczę,
Że Sztajn im będzie musiał requiem sprawić,
No coż? gdy zgoda — to by nam niebawić,
Lecz do Dąbrowej.»...