Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rośliśmy, prawie chowali się razem,
Pacierz pod jednym mówili obrazem,...
Duszę bym całą dziś mu wygadała...
Ale on straszny taki!»... I zadrżała, —
Jakiś strach nagle przeszył ją do głębi
Jak stal, co serce, rozdzierając, ziębi.
Więc się zwróciła, i z różańcem w ręku
Świętej się pannie ukorzyła w lęku.
Modląc się w świętą wzrok zatapia cały
A z ócz jej patrzy dusza, gołąb biały.

Tak anioł, kiedy pióry śrebrzystemi
Zleci z błękitu i dotknie się ziemi,
Stawa i chwilę ogląda zdziwiony
Świat, co dla niego mgłami otulony —
Głębiej się potem zanurzywszy w cienie
Uczuje przestrach, i wraca w promienie.