Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/601

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dokąd? — zapytała.
— Mam szampański plan — powiedział wesoło. — Piłaś kiedy szampana? Ale dasz mi słowo, że wypijesz dopiero potem.
— Jak to potem? Co ty mi mówisz?
— Potem, bo przedtem mam dla ciebie pewną propozycję. Mam taką myśl — powiedział jakby już na inny temat: — kwiaty. Kupić kwiatów. Pójść i zakupić całą kwiaciarnię, obliczyć, ile tego jest, wydawkować porcję na cały jeden dzień, znaleźć częstotliwość, odstępy minut, ustalić porcje, wielkość bukietów, kolejność rodzaju kwiatów, gradację kolorów, zaangażować całą obsługę, niech co kilka minut niesie pod wskazany adres, zarzucić czyjś dom kwiatami, jednym dzwonkiem do drzwi, drugim, trzecim. Za czwartym będzie już problem i panika. W gruncie rzeczy mogłoby być dwóch posłańców, którzy by się tylko mijali...
— Do kogo?
Zawiodła się, gdy dostała odpowiedź, wyjął własne klucze i otworzył furtkę, nie pomyślała jednak, że może to być włamanie.
Weszli do pustego domu. Zapalił wszystkie światła, tak utrafił w kontaktach, że zabłysnęły po kolei, przez całe wnętrze, a w głównym pokoju zaświecił się główny żyrandol. Dom rozbłysnął aż po brzegi. Filip pomyślał, czy ten stary przewoźnik sprzątnął w swym rozczuleniu stertę tych damskich łachów, bo inaczej na Piancie zrobi to deprymujące wrażenie śladów rabunku albo czegoś podobnego.
Było sprzątnięte.
Pianta pobiegła przed lustra. Nic jeszcze nie rozumiała, ale już zakołysał jej się rozum, już go potraciła i uległa. Jej reakcja była korzystna, jak na początek, bardzo pożądana. — Boże drogi — pomyślał — dlaczegóż ta naiwna i zdolna dziewczyna wykazała się kiedyś takim świństwem?
— Co to jest? — zapytała, przystając na jednej nodze.
— Dom. Koszmarny dom. Czyściec.
— Wszystko twoje?
— Rozbij lustro.
Zatrzymała się w balansowaniu na nogach, — przestało ją kołysać; zdjęła buciki i przebiegła po dywanie boso, lecz obejrzała się za butami, żeby ich tu nie zgubić.