Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/594

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Od razu ochłonęła, było to wręcz niemożliwe i nie do pomyślenia. Nawet zadała sobie dyscyplinę, aby nie zapytać, nie prosić o powtórzenie, o jaśniejsze sformułowanie, a on sam chętnie zamilkł. Stało się jasne, że szaleńcze podejrzenie wypłynęło z jej paniki i przeczulenia. Uśmiechnęła się; siedzieli w białych fotelikach wśród kwiatów. Kwiaty jeszcze były, lecz dawno już się nie należały. Wereszczyński mówił teraz o pogodzie i o widoku za oknami.
— Chciałabym przeczytać jakiś pański wiersz.
— Z największą przyjemnością, przy najbliższej okazji.
— To bardzo proszę. Pan wspomniał o jakimś liście?
Zdziwił się:
— Nie, proszę pani, nie mówiłem o żadnym liście.
Jesienny wiatr przechylał gałęzie, polatywały listki, siadały na trawnikach. W ogrodzie jej dzieciństwa. Zgubiła tu kiedyś kolczyk. Była przekonana, że odnajdzie się w dniu Końca Świata. Gałązka na ścieżce zawsze zagradzała drogę, drgając uchylnie. Mówiła do niej czasem: jesteś młoda, a będziesz stara. Lata płynęły i wciąż w tym samym miejscu ukazywała się nowa drgająca gałązka. Wciąż nowe robaki przemierzały piasek. Z nastroszonymi wąsami szły w zieloną ciemność. Gdyby ktoś rzucił stary garnek w pokrzywy, garnek ten przetrwałby wieczność.
— Pan sądzi — zapytała nagle — że każdy człowiek zdąża do jakiejś niewoli? Że każdy sam sobie odbiera wolność? Czy pan tak sądzi?
— Wolność należy sobie odbierać z największą ochotą, w największym napięciu uczucia...
Doznała ulgi, był zapalczywy, poczciwy i zupełnie odkryty.
— Niech pan mówi — powiedziała — niech pan mówi bez najmniejszego skrępowania, proszę pana o to, mój dom jest prawdziwie liberalny, postępowy, trochę nudny, lecz jest to nuda jakiejś klasy i wartości moralnej, żadne słowo nikogo tu nie urazi, ja nawet mam apetyt na coś bardzo ostrego, i to ostre wszyscy mi wybaczą. Chciałabym usłyszeć nawet coś, co jest w jakimś godziwym stopniu poza nawiasem naszego światka, jakąś myśl niezwykłą, pocieszającą... Oni już toną w swych obyczajach... A pan... pan wydaje mi się człowiekiem jak zagubiona gwiazda, o której