Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/595

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie wiemy, nie znamy przecież ludzi pana pokroju, poetów... Co ja do pana mówię?
Wstała i białym korytarzykiem szybko przeprowadziła go do salonu, przedstawiając obecnym jako postać wybitnie oryginalną.
Powiedziała to delikatniej i z uśmiechem. Stało się to tak nagle, że nie zobaczył nawet, jak ten salon wygląda. Było dużo światła, jakby dla profilaktycznego odstraszenia mroków. Wydało mu się, że w kącie stoi czarna chrzcielnica, a na potężnym stole w ogniach krwawej politury zobaczył kubeczek z solą.
Ojciec pastor siedział centralnie, w wolteriańskim fotelu, wyglądał jak święty, bardzo już był stary. Przychodziło na myśl, iż żył jeszcze, ale już słabiutko. Nie skinął nawet głową. W otoczeniu siedziały trzy, cztery osoby i jakaś ośmioletnia dziewczynka, uczesana jak Infantka z Velasqueza, w białych pończochach, bucikach na wysokich obcasach, z klamrami. Na widok Benedykta, nie wiadomo dlaczego, klasnęła w ręce. Natychmiast bardzo się tego zawstydziła i pędem wybiegła z pokoju. Czy był tak śmieszny? Został po niej piesek z wybałuszonymi oczami i zaczął warczeć. Angelika pogroziła mu palcem, wskazała Benedyktowi krzesło z boku, najskromniejsze, sama usiadła po drugiej stronie, naprzeciw, i żeby być miła, żeby cokolwiek powiedzieć, natychmiast włączyła się do rozmowy, wyłapując skrawek zasłyszanego zdania.
— Pan wybaczy — zwróciła się do rumianego starca, który siedział po jej lewej ręce — iż zabieram głos nie pytana, ale ośmielam się podzielać, o ile dobrze zrozumiałam, to samo zdanie. Nie każdy ma prawo wydawać sądy... Jest to przywilej — zerknęła na Wereszczyńskiego. Nie wiedział, co to ma znaczyć, ale w drugim jej zerknięciu w jego stronę był promienisty uśmiech. Zrobiło mu się gorąco i ciepło, widział, że panowie palą, lecz nie wiedział, czy wszystkim wolno. Angelika podsunęła mu pudełko z cygarami i pochylając się przy tym głęboko, wkroczyła w obszar widzenia ojca. Przeprosiła go za to szeptem. Benedykt wziął cygaro i zatrzymał je w palcach. Trzeci jej uśmiech, skierowany co prawda do wycofywanego pudełka, wydał mu się tak niebiańsko akceptujący wszystko, że zrobiło mu się cierpko. Postanowił coś powiedzieć, aby nie pozostać milczącym niewdzięcznikiem. Tym