Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/593

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

plecami, wiedział, że pobladła. Gdy się odwrócił, patrzyła na niego spojrzeniem, w którym jest coś więcej, nawet żal, może dezaprobata? Tak mu się wydawało. Ramiona jej się zwęziły, blaski sukni przygasły. Kula, gdy ją kładł na stoliku, strzyknęła iskrami. Ogarnęło go wzruszenie. „Krecie ty mój na czarno” — miała złociste włosy, ale może pisane jej było zejść pod ziemię? Miał zamiar powiedzieć o czymś bardzo dla niej ważnym i bronił się przed tym. Istnieje taka płynąca ze wzruszenia szczerość, która sama nie wie, dokąd prowadzi? Oczarowanie i współczucie gotowe są na wszystko. Świństwo także się w nich zmieści. Chciał ją jak gdyby ostrzec przed tym, że wmawia jej Filipa. Lecz ostrzeżenie to może byłoby śmieszne? Nie wiedział, i nie wiedział.
Patrzyła na niego, przyglądała mu się, oczy miał myślące, głos przyciszony. Więcej był wart od niejednego, gdyby nie był tak śmieszny i szczery, tak żywotny i zachłyśnięty. Gdyby tyle nie rozważał i nie silił się na rozważanie. Za dużo chciał i najczęściej pewno widzi się go w koziołkowaniu, gdy pada twarzą na ziemię. Najgorsze w tym, że znów wstaje, znów ma radosny poranek, pełny nadziei. Poranek przed marszem, dokąd? Najgorsze, że tak trzeźwo określił „filozofię życia”, nie znając jej i nie znając życia. Że nie ma w sobie pokory, która mieści się w jednym pokoju na strychu.
A jednak jest bez winy, powinien go ktoś leczyć, jego choroba jest ponad nim, jest nią bogactwo świata, w jego wyobrażeniu, i przepych ludzi, w jego krótkowzrocznych omyłkach. Był człowiekiem dobrym, czuła to nieomylnie, dostrzegała jego wzruszenie, wzruszał się, więc intuicyjnie wyczuwał jej sytuację.
Nagle ogarnął ją lęk. Przed kim? Czy właśnie przed nim? Nie mogła sobie odpowiedzieć. Lęk budzą nieraz ludzie, którzy są najzupełniej w porządku, lecz których dawka gotowości przekracza o jeden milimetr. Który jest to milimetr? Jeżeli tak bezgranicznie uwielbiał Filipa, to musiał go jednocześnie i nienawidzić. Nie mogło być inaczej. Za duży dystans ich dzielił.
Już jej się wydawało, że w myślach zaszła za daleko i że za długo milczy, gdy odezwał się pierwszy. Umknął jej początek tego, co powiedział. Usłyszała koniec zdania i w pierwszej chwili myślała, że się przesłyszała, powiedział o jakimś liście, który... nie dosłyszała: co który? ale — jeśli list znalazł, raziłby ją piorun.