Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sobie przebieg strasznej choroby i notuje... Nie był kanalią. Czy nie dosyć tych rozważań? Czy nie dosyć ślamazarności?... Dawni koledzy już się do niego nie przyznawali, omijali go na ulicy, przestał dla nich istnieć. Koledzy dozorcy nocni; ludzie o spuchniętych bezsennością powiekach, z psami u boku, z zegarem na piersi, właściciele domków, grządek, rozgrzebanej za dnia pościeli. Z nimi miał spokój, pilnował tylko, aby niczym się nie wyróżnić, aby traktowali go na równi, słuchał ich prostych słów, a słowa dotyczyły lampy, zegara i psa, który na starość stał się podły i trzeba go było zastrzelić.
Chciał wstać, krew rzuciła mu się gardłem, dawno już tego nie było.
Zrobił teraz użytek z rowka w betonie. Prawdopodobnie szlach-towano tu kiedyś drób. Krwotok szybko ustał, przypomniała mu się staruszka-donosicielka, która sepleniła: „znak szczególny, duże uszy” — bez wstydu, jakby całe życie pracowała w policji kryminalnej.
Fatalny cios zadał z całą pewnością ten, który w szpalerze był najwyższy i szedł obok Filigranowej. Całe to szczęście, teraz po niej będzie można dojść i do niego. Był najwyższy ze wszystkich, chyba że Filigranowa — o zręcznej nazwie — puszcza się już ponad miarę, bez miary, jest z kim innym, wciąż w innym towarzystwie, żeby odświeżyć wdzięk i niewinność, kurwa to musi być luksusowego ojca i urządzenie się w życiu od urodzenia nie było jej zmartwieniem.
Wtedy stracił bezcenne chwile, szanse pościgu, rozpoznania. Nie przyjrzał się bodaj pobieżnie. Lecz wydawało mu się, że napastnik był kimś „szczególnie znakomitym” w tej grupie, tak zwanym „bożyszczem”, teraz już wydawało mu się, że pamięta jego bydlęcą twarz do tego przynajmniej stopnia, że poznałby, gdyby mu się ukazała.
Czyżby gorączkował? Popadł w rozdrażnienie i rozpacz, trzymając się ściany zaczął spacerować. Napadł go atak wściekłego gniewu. Gdyby morderca jego spokoju był z ludu, z lekkim sercem darowałby mu wszystko. Lecz nikt z ludu nie bije za darmo. Niewątpliwie był to ktoś świadomy swej bezkarności.
Powtarzał się, krążył w kółko, cofał się wstecz.