Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wciąż zaprzeczając nie dostrzegła skrwawionych rąk, a może, skoro ironia była łaskawa dziś tak pięknie się zrealizować, wzięła go za przerośnięte dziecko, które jadło maliny?
Odwrócił się i szybko doskoczył kranu. Krople krwi spadały na białą posadzkę. Jakimś złodziejskim okiem dostrzegł po drugiej stronie sieni żelazne drzwiczki. Umył twarz i zatarł ślady. Jednym rzutem oka stwierdził, że drzwiczki nie zamykają się od zewnątrz. Wszedł i przytrzasnął je za sobą. W tym samym momencie usłyszał odgłos kroków w bramie, staruszka wróciła z policjantem i drżącym głosem opisywała dokładnie jego wygląd. Nawet wiek zgadzał się w przybliżeniu.
Zszedł po betonowych schodach w dół, znalazł się w ciemnym piwnicznym pomieszczeniu, prawdopodobnie pustym, i przykucnął. Teraz gdyby ktoś wszedł zabrać go stąd, stałaby się rzecz straszna.
Zapanowała cisza, gdy się ocknął, było jaśniej, pusto, przestrzeń była wypełniona zapachem spalonych piór, gładkie i lodowate ściany nie przyjmowały ani światła, ani robaków. Wysoko w suficie szklana kostka przepuszczała widmo odblasku, mdłego jak mleko rozlane w rynsztoku. Dnem piwnicy biegł kamienny rowek niewiadomej użyteczności.
Dopiero teraz zaczął myśleć. Skulony pod ścianą zasnął chyba i spał długą chwilę, jaskrawię wróciło przypomnienie wypadku, zerwał się na nogi, przerażony: był zatem po drugiej stronie. Nieodwracalnie. Był jakby w czyśćcu, otaczał go zapach piór albo przypalonych skrzydeł. Chciał stąd uciekać, lecz zakręciło mu się w głowie, znowu przysiadł. Postanowił myśleć. Materiał myślowy był straszny. Sam fakt, samo uderzenie można by ostatecznie przyjąć i machnąć na nie ręką. Było anonimowe. Lecz intencja, pogarda, sposób, poczucie bezkarności...
Napastnikiem był ktoś, kto wie, że mu wszystko wolno. I że mu wolno także wyrazić pogardę. Chyba nikt nie ścierpi aktu pogardy. Wszystko inne: tak, na przykład: czyjąś nienawiść... Nawet ucieszył się z tego odkrycia, to prawda: nikomu nie wolno darować pogardy. Jest próbą pogrzebania żywcem. Miał zanotowanych na kartce kilka zdań do swej Teorii.
Czy ja przypadkiem nie jestem kanalią — pomyślał. — Żeby w takiej chwili... Jeśli lekarz do ostatniej chwili życia bada na