Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/518

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Rzeczywiście jest do mnie bardzo podobna. Gdy wróci, zobaczysz, co z tego może wynikać. Nie chcę jej tylko przewracać w głowie. Bo dziewczyna zdolna, pojętna i takie już się na głuchej wsi rodzą.

Gdy wyszedł, należało się bardzo spieszyć. Pobiegł do domu pędem.
Ojciec leżał chory i nie wolno było do niego wchodzić. Matka także była chora, lecz siedziała w fotelu.
W pewnej chwili ojciec nie spostrzeżony przez nikogo wyszedł z domu. Matka kazała Filipowi pędzić i szukać go wszędzie. Zwierzyła się, że zawsze cierpiał na manię samobójczą.
Miał przyjść wuj Wilhelm, uproszony o poradę, ale nie przyszedł i wymówił się chorobą.
Wszyscy chorowali, wychodząc zauważył, że ktoś złośliwy zatknął za framugę drzwi wejściowych patyk, a na nim strzęp czarnej szmaty jak na znak zarazy. Zerwał to i rzucił pod drzwi sąsiadów.
Pobiegł przed siebie. Jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że ojciec jest zaszczuty, chciał go najprędzej odnaleźć, robił to z przykrością. Nigdy rodzice nie wspominają w swych wspomnieniach o tego rodzaju możliwości. On sam wyobraziłby sobie wszystko, asystowanie przy amputowaniu nogi, tylko nie pogoń w sprawie natury moralnej, bez tchu, i z udziałem policji. Gdyby ojciec obił pejczem jakąś dziwkę, byłoby to najmożliwsze z niemożliwych. Ale uczennice zaczepione w Lasku... wprost od wykresów balistycznych, od algebry...
Filip „wiedział”, co robi „gentleman”, gdy ktoś w jego rodzinie ulegnie podobnemu wypadkowi. Gentleman nie zwraca na to większej uwagi, milczeniem przyznaje jak gdyby całą rację. A dżentelmen mężczyzna tym bardziej jest dżentelmenem-mężczyzną i doprowadza, iż wszystkie najniemożliwisze wypadki stają się naturalne i godne zazdrości.
Przeszukał ulice, park, przez otwarte drzwi do fryzjera zobaczył ojca siedzącego na krzesełku pod ścianą.
Wszedł, ojciec go nie dostrzegł. Był bardzo zmieniony, nastroszony. Tak jak nigdy nie nosił, w ręce trzymał książkę na znak