Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kiedyś umierał, to sobie ten ogródek przypomni. Zasiany był trawą i kwiatami, ścieżka była codziennie wygracowana, lecz nie było do niego wejścia ani od ulicy, ani od strony domu.
Dowcip, spojrzenie, trzeźwość, szkło cienkiego umysłu, zdolność sądzenia i autoironia — nie należały do właścicieli parków, jego były już własnością. Nie mógł sobie wytłumaczyć dlaczego, ale zawsze na samo przypomnienie autoironii ogarniał go niepokój. Suche ziarno wewnętrznej skazy zaczynało pęcznieć, nieraz wtedy przypominał sobie przyjaciela ojca, pijaka, któremu należało za tę „poczciwą tajemnicę” wybić zęby. To prawda, matka potrafiła śmiać się ze swej biedy i choroby. Przypuszczalnie były to łzy, które z rozpaczy przechodziły w uśmiech, uśmiech powodował otrzeźwienie, trzeźwość wywoływała obraz nędzy, nędza była bezgraniczna, a świadomość, że wszyscy toną we współczuciu, wywoływała sprzeciw godności. Godność chroniła się w stan autoironii. Ironia jest zatem odwagą samobójcy. Akt samobójstwa zawsze budził w nim szacunek.
Minął żelazne ogrodzenie, okute bramy i podjazdy. Jest w naturze ludzkiej przekorna chęć dotknięcia rozpalonego żelaza. Uratować przed tym może jedynie zdrowie i zwykłe chamstwo. Tak więc oddzielał się od pewnych problemów i jednocześnie pociągali go ludzie. Gardził nimi, lecz równocześnie chciałby tę pogardę wyrazić. Zazdrościł im chłodu i tego, że niczego nie muszą wyrażać. Chciałby się ograniczyć, zniżyć, być mniej niż tym, kim był do tej pory.
Nie bał się niebezpieczeństwa i czuł, że stać go na nie: na ironię i niebezpieczeństwo. Myślał: jestem wystarczająco przenikliwy. Lecz kto o tym raczy wiedzieć — odpowiadał. Wyobraził sobie, co by było, gdyby przez jakiś przypadek tam się zjawił, w jednym z tych domów ekskluzywnych? Bawiła go ta myśl i nagle zaczynał o tym myśleć. Tchórzostwem jest — rozumował — ukrywać swe zdanie, tchórzostwem unikać miejsca, w którym można by je wygłosić, nawet gdyby budziło poważne zastrzeżenia. Czyżby zatem odwagą było poszukiwanie tych miejsc, podejrzanych? Śmiał się z samego siebie, dawał się nabierać na rozmyślania, równie dobrze mógłby pomyśleć o włamaniu lub o gwałcie publicznym. O wszystkim miał ostatecznie zdecydować — zdał się na niego: przypadek. Boże drogi, był przecież