Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/474

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łaskawość matki natury, dzieje się to po cichu, stopniowo, z zastosowaniem środków usypiających, poczynając od ogłuszenia radością życia i próbą wybebeszania starców.
Paweł uwolnił się od książki i rzucił ją na stół.
— Co się dzieje po cichu? — zapytał ostro.
— Początek klęski. Jeszcze wtedy, gdy wszystko kwitnie i promienieje. Dzień końca nadziei nigdy nie jest dokładnie oznaczony. To jego właściwość. Już jest, już był, już się stał i trwa. Słońce wschodzi dalej, powietrza nie ubyło... Jeden na sto, jeden na tysiąc, cały ten wesoły pociąg szkolny z tabliczką na wagonie „tylko dla młodzieży” wiezie kompost. Jeden z was, ty na pewno, ocaleje. A reszta to kompost, który użyźni ziemię. Pod nowe pokolenie...
— Doszło do moich uszu — przerwał Paweł — że kursuje po mieście niejaki Butler. Oto interesujący problem. Lepiej niech mi pan powie, w jaki sposób łączy się on z moją rodziną?
— Nie powiem.
— A jak pana zdenerwuję, to mi pan powie.
— Ostrzegam.
— Ech!
— Co ech?
— To nie jest życzliwe. To jest wściekłe. Tak jak Marinetti. Czy warto było mu ocaleć, jeden na sto?
— Marinetti? Co to znaczy? — zapytał osłupiały Wereszczyński.
— Manifest...: Chcemy sławić — wyrecytował: — wojnę, jedyną higienę świata, militaryzm, patriotyzm, gest niszczycielski anarchistów, piękne idee, za które się umiera, oraz pogardę dla kobiet... — spojrzał w oczy: — Brednie. Powie pan teraz?
— Nie powiem.
— A którą kobietą pan gardzi?

W latach średnich zjawia się coś podobnego do sumy, kary i rachunku. Kara jest zjawiskiem widocznym tylko dla ludzi z zewnątrz. Karany nie wie o niej. Los mu się odwrócił, nie on. Karany, zwłaszcza w latach średnich, widzi jeszcze swą młodość. Do głowy mu nie przychodzi, że jest to już początek zmierzchu.
Angelika czuwała pod drzwiami.