Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/473

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pewno. Chcesz być kimś nieprzeciętnym. Wiem o tym wszystkim i pochwalam. A co dalej?
— Dziękuję.
— Pochwalam więc z pewną troską.
— Jaką?
— Jaką? — powtórzył. — Niczego nie mogę ci powiedzieć, żebyś zaraz źle nie rozumiał. Taka już twoja natura.
— Moja?
— No właśnie: moja?
— Prosiłbym o wyjaśnienie.
— O właśnie już: wyjaśnienie. Nie wszystko może być wyjaśnione. Nieraz by prosić, by ktoś nie wyjaśniał. Masz trudny charakter — otwarł zeszyt: — A co, ty sam sobie zadajesz zadania?
— Tak.
Wereszczyński przeczytał głośno:
— „Mój pierwszy sen, który pamiętam.”
Paweł wyrwał mu zeszyt z ręki.
Wereszczyński ścierpiał.
— Masz sny poufne? — zapytał.
Spostrzegł, że złe to było zapytanie.
Chłopiec drżał. Twarz miał rozgorączkowaną i przejrzystą jak napełniona wrzątkiem porcelana. Czarne, przycięte włosy pod światłem zapalonej, lampy gazowej jarzyły się niebieskawo jak żużel. Krótkimi palcami uginał i łamał grzbiet jakiegoś podręcznika, oprawionego oszczędnie w gazetę.
Położył mu rękę na ramieniu, Paweł ją strącił.
Wereszczyński ścierpiał i to, powiedział:
— Powiem ci o tym, o czym powinieneś wiedzieć. Myśl, co chcesz, jestem człowiekiem życzliwym, doświadczonym, świadkiem niejednej sprawy. Powiem więc o perfidnym zawodzie, jaki sprawia ludziom porywczym nadzieja. Ludziom młodym, ogłuszonym młodością.
— Będziemy tak to nad balią...?
— Tak, tak, nad balią. Bądź łaskaw, nie uśmiechaj się zawczasu. Taki mam styl, podniesiony, są inni, którzy mówią poniżej, dyszkantem. Powiem ci więc, że przebieg śmierci nadziei urządzony jest najbardziej humanitarnie ze wszystkich ludzkich katastrof. Wiem coś o tym. Humanitarnie i perfidnie. Jest jakaś