Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/472

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

od ziemi odgradzała — i myśl jak szary kłębek porastała słowami. Słowami, których treści, gdyby mógł zostać tutaj i nie musiał się wznosić — wstydziłby się na trzeźwo. Nigdy nie mógł uwolnić się od uczucia, że się płaszczy i poniża. Walczył z tym w sobie. Wiedział, że Kościół przewiduje to i rozsądza z całym okrucieństwem. Twierdząc, że mogą być darowane wszystkie zbrodnie, łącznie z ojcobójstwem, wyjąwszy tej jednej. Grzechu śmiertelnego nie do wybaczenia, z którym człowiek już się rodzi i który nazwany jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu.
I że z całym spokojem wydaje wyrok śmierci. Tym jednym jedynym przewinieniem nie do wybaczenia jest zbrodnia Niewiary.
Wstał, zaczął zbierać książki. Była to nieprawda, dzień nie był dzisiaj wolny z powodu śmierci dziecka siostry majstra, lecz z powodu Trytona. Miał teraz Paweł co drugi dzień przychodzić na zmianę do pracy. Był więc i on także na wpół zredukowany.
Wereszczyński siedział na przymurku i skulony patrzył w stronę pustej wody.
— Profesorze — powiedział Paweł — dzień dobry panu.
Wereszczyński wcale nie udawał, że znalazł się tu przypadkowo.
Benedykt spojrzał z nie ukrywaną śmiałością. Czarne światło zostało więc nadane.
— No cóż — powiedział.
— Jak się masz? — przywitał się Wereszczyński. — Wcale się nie wymawiam, czekałem na to zaproszenie.
Weszli do kuchni, Angeliki nie było, Paweł podsunął krzesło. Korciło go, aby być bardzo grzecznym.
— Przepraszam — rzekł. — Jest pranie.
— Nic, nic — Wereszczyński położył kapelusz na parapecie okna.
Pośrodku stała balia. Paweł usiadł przy stole kuchennym, założonym książkami, zabrał się do słówek łacińskich i zaczął je wystukiwać tępym końcem ołówka.
Wiedział, że gorliwość ta musi podziałać na nerwy.
Wereszczyński wstał i podszedł. Jakoś tak od tyłu. Paweł drgnął i zerwał się z krzesła, może zbyt pośpiesznie.
— Nic, nic — powiedział Wereszczyński i wziął zeszyt do ręki: — Chcesz zdawać jako ekstern. Wiem o tym, że zdasz na