Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ze światła, ukazuje się, gdy głowa przechodzi z cienia w obszar słońca. Ja taki krążek znam, proszę pana.
— Nie rozumiem — drgnął Hieronim.
— Przepraszam, jest to dodatek do tego, co mówiłem poprzednio o pojęciach. Mówiąc teraz, pomyślałem o kobiecie jako o tym właśnie pojęciu.
— A — drgnął raz jeszcze. — O kobiecie, tale, tak, nie wiem, być może, pan mówił o jakieś kobiecie?
— Nie, o pojęciu...
— Ale pan miał coś na myśli.
— Nie, nie miałem. Tylko sobie wyobraziłem.
— Coraz bardziej nie rozumiem.
— Dam temu pokój. Pojęć nie tylko nie należy dotykać, ale także im się sprzeciwiać. Nie prowokować, bo to już jest dotknięcie.
— Pan o czymś pomyślał, czego ja nie rozumiem.
Powiedział, tamten chwycił, nie było sposobu się wycofać:
— Tak, tak. Proszę zrozumieć, jest to tylko zabawa.
— Jaka?
— Powiedziałem już, że, chcąc nie chcąc, żyję wyobrażeniami. Zamiast do teatru idę ulicą, mam swoich znajomych z widzenia, towarzyszę im w myślach, znam dni i godziny, znajduję przyjemność niezaznajomienia się z nimi nigdy. Mój teatr jest prawdziwy, przynoszę do niego moje wyobrażenia i moje jest szczęście, gdy się sprawdzają. I jest wśród nich, w tym tłumie, jedna postać szczególna, poprzez swą antypatyczność, rzekłbym... może nie tak... poprzez niedostępność absolutną, ale po prawdzie nie jest ani miła, ani ludzka. I tylko... dlatego tylko mam ją na oku. To ona stanowi o złym słońcu tego miasta, o jego kiedyś wspomnieniu w przyszłości. Jest młoda, nieprzyzwoicie bogata, najkosztowniejsza osoba, jaką znam, mała i minimalna, zręczna jak sprężyna, ciemna, o błękitnych, skośnych oczach, wściekła i dlatego w sumie nazwałem ją Filigranową. Patrzę na nią i oczekuję jej dnia. Pysk jej jasny w naszym słońcu, zimny w naszym chłodnym powietrzu, skażonym mgłą, w urywku sekundy spotkania stanowi to, co stanowić powinien, siłę tego, co trwa obok nas, skamieniałe, niezależne, niejasne i wredne. Ukazuje się raz na jakiś czas, jednego dnia, w tym samym miejscu, kilka kroków za mostem, zrodzona