Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Podawał zupełnie wiarygodne szczegóły. Trochę to wszystko składało się za szybko i za nagle, lecz Paweł, widząc wiarę w oczach gościa, uwierzył. Herodek także był święcie przekonany, że mówi prawdę. Miał zwyczaj przekonywania się już w trakcie, gdy sam siebie słyszał. Wszystko to owinął jeszcze naddatkiem rosnącej serdeczności, którą brał z nieba. Paweł tyle razy w życiu nie wierzył w serdeczność, że musiał nadejść moment, w którym stało się przeciwnie. Jeśli idzie o zadatek, Herodek wziął tylko połowę proponowanej sumy i byłby ją zostawił na stole, gdyby mu Paweł nie przypomniał. Wizytą był przejęty i wzruszony. Padło dużo ciepłych słów o siostrze jego, zmarłej żonie Pawła, Mariannie.
Wrócił do domu pijany. Budował w myślach wielkie przedsiębiorstwo.
Skończyło się, że najpierw nie przyszedł praktykant. Potem wszystko okazało się niepoważne i zaplątane w nieprzewidziane okoliczności. Wciąż brakowało kogoś, kto już miał być i przynieść. Herodek, czując winę i będąc pewny swych dobrych chęci, obraził się, a nawet obiecywał „rzucić zaliczkę w twarz”.
Nie zrobił tego. Uprzednio doszło do rozmowy, która zrazu jakby dalszy ciąg pierwszej, lecz wciąż stojąc w miejscu, nagle doprowadziła Pawła do ataku wściekłości. Wszystko w tej „historycznej”, jak ją potem nazwał Herodek, rozmowie wymykało się, plątało, nie było ani jednego punktu stałego; Herodek miał łzy w oczach. Wróci do domu zdruzgotany. Zawiedli go ludzie. Próbował rozprawić się z Antoniną i sprawdzić jej „wierność po grób”. Znała te groby i uniesienia. Tę ucieczkę w rozpacz. I tę próbę zemsty, szukania przyczyn w niej samej. Przyczyną mogło być nawet to, że była chuda.
A już ciekawa była tamtego człowieka, jak wygląda ten dom i ten człowiek, czy ją zrozumie, gdy zobaczy, myślała, że się tam kiedyś wybiorą, miał to być człowiek „wielkiego lotu i ostateczny”, ciekawa była, jak wygląda człowiek „ostateczny”? Tak było przez kilka dni po pierwszej wizycie.
Wrócił pijany i rozżalony, żądał współczucia. Należało przeciwdziałać. Znała to, należało go podciąć, podeptać pędy samouczucia. Wtedy cała jego groźność sypała się w proch.
— A czegóż to — zapytała — słyszę o ojcu takie rzeczy?
— Jakie słyszysz?