Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

u niego pośmiertnie. Mieszkał w willi z tarasem, w ogrodzie na tyłach lecznicy, i czekał mojego przyjazdu. Okrążyłem ten ogród, lecz spłoszył mnie nocny tramwaj. Zaskowyczał, jakby najechał sforę psów i żelaznymi kołami szatkował im łapy. Cofnąłem się do śródmieścia, przenocowałem za darmo u jakiejś stróżki z Pińska, która waszym zdaniem w łóżku powinna mieć chlewik. Dostałem bezpłatnie chleb i masło, na drugi dzień wszystko odżyło. Zna pan to? „Następny dzień życia”. Bez tych następnych każdy poprzedni byłby nie do wytrzymania. Znaleźli się wspaniali młodzi ludzie. Przez czysty przypadek. Przedtem złożyłem wizytę mojemu lekarzowi, poddałem się, dokonano na mnie szeregu tych tam prześwietleń, nakłuć i z umiarkowanym przerażeniem potwierdzono trafność mojej diagnozy. Po krótkiej rozmowie z pomocnikami zostałem sam z moim lekarzem. Fachowo opanował ludzkie być może wzruszenie i mówiliśmy już o czym innym. Dał mi dzień „urlopu”, na moje błaganie, gdy klęknąłem przed nim. Wszystko będzie dobrze — powiedział. Nie chciałem mówić, że sam już wygląda jak strzyga. Poznałem go, kiedy był jeszcze młody, w czasie sekcji zwłok pewnej osoby zadręczonej na śmierć przez drugą osobę. Zostawił wtedy parę złotych dla mnie, później odwiedzałem go ze zdrowia i nudów. Był pociągająco żywotny i pusty. W gruncie rzeczy teraz, jeśli można by mi przydzielić jakąś pomoc na wszelki wypadek, to wóz asenizacyjny. Następnego więc dnia zaświeciło słońce, odżyło moje miasto, ukazało się w lustrach, niebo poleciało wysoko i odbiło się w rzece, lecz co tu pieprzyć: niebo, słońce... Oczywiście nikogo znajomego; martwa planeta. Rozglądałem się za panem, wiedziałem, że pan tu pracuje, cztery razy byłem pod pana domem, byłem też na tych schodach starego mieszkania po browarze, z okrętem na garbatym dachu. Widziałem próg, dzwonek, puste deski drzwi, klosz odrutowanej lampy na półpiętrze wisi lat pięćdziesiąt, a kości dawno się rozsypały. Zrobiłem ślad paznokciem przy dzwonku, boję się, będzie to jedyny znak, jaki po mnie został. Poszedłem na moją ulicę, udało mi się zmusić nowych ludzi, aby mi wynajęli pokoik pod dachem. Zgodzili się dopiero, gdy wpadli na myśl, że przyjechałem w poszukiwaniu ukrytych kosztowności. Śledzili mnie przez szparę w deskach te jałowe typy. Odsunąłem przywalone workami łóżko i odnalazłem moją ręką wyciętą w drzewie literę „A”. Daję panu sło-