Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciłem się oburącz za czoło. Wyobraźnia rysowała mi jasno w duszy miejsce, gdzie stało się to nieszczęście. To na owych piargach, po których wczoraj rano Antoś poskakiwał tak śmiało, a któremi wieczorem miał wracać, gdyśmy się pożegnali!
Pan Adolf opowiadał dalej tym flegmatycznym, salonowym tonem, jakim się zwykło »w dobrem towarzystwie« opowiadać o każdem, choćby najtragiczniejszem zdarzeniu.
— Doktor... no, trzech doktorów przyleciało... vous concevez, całe Zakopane było w ruchu... nic jeszcze stanowczego nie orzekli. Ręka złamana c’est la moindre chose, ale idzie o mózg, o te dziury w głowie i o wstrząśnienie mózgu.
Zapytałem o nazwiska doktorów, a Adolf wymieniwszy ich, mówił:
— Pierwszego z nich posadziłem przy chorym i zobowiązałem go, aby ani na krok nie oddalał się, chyba aż który z tamtych dwóch go zastąpi. Dał mi słowo, że go nie odstąpi aż do mego powrotu... bo to widzi pan, il est chez moi, w mojem mieszkaniu. Wy-