Strona:Michał Siedlecki - Państwa zwierzęce.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nurzając się na chwilę do ciemnego otworu jamy. Cała gromadka robiła wrażenie kolonii zorganizowanych zwierzątek, rządzących się zgodnie, jakby małe państewko; praca wszystkich starszych osobników zdała się być skierowaną ku jednemu wspólnemu celowi, ku zabezpieczeniu bytu gromady w czasie zbliżającej się pory zimowej.
Któryś z nas trącił nieostrożnie kamyk a ledwo słyszalny szmer zwrócił uwagę pilnującego kolonii świstaka. Rozległ się donośny świst, jeden i drugi, i wnet cała gromada pierzchła, kryjąc się do jam i pod kamienie; a z całej dolinki koło stawu odezwały się, jakby odpowiedź na hasło trwogi, świsty innych wartowników, dla nas niewidocznych, a kryjących się na sam głos zwiastujący nieproszonych gości. Widocznie sygnał z jednej gromady pobudził do czujności inne zwierzęta.
Zarówno w naszych krajach jak też i w dalekich okolicach świata spotyka się mnóstwo takich przykładów życia gromadnego, w których można się dopatrzeć pewnej organizacyi, podziału pracy lub wyzyskania czynności jednego osobnika dla korzyści ogółu. I nic też dziwnego, że człowiek, który ma wogóle dążność do podsuwania własnych myśli pod zjawiska zauważone u zwierząt, który z pewną lubością dopatruje się podobieństw między własnymi objawami a zdarzeniami dostrzeżonemi u innych istot, — widział już, opisywał i opiewał wśród zwierząt organizacye i państwa takie jak ludzkie, że dopatrywał się u zwierząt ludzkich sposobów rządzenia, a nawet stwierdzał tam wady i zalety społeczne, oceniając je taksamo lub podo-