Strona:Michał Marczewski - Wyspa pływająca.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Znalazłem... znalazłem... — powtarzał. — Domysł mój sprawdził się zupełnie... Jesteśmy wyratowani...
Trzeba było zaczekać dobrą chwilkę zanim uradowany Anglik mógł wyjaśnić swą tajemnicę.
— Ja zaraz to wiedziałem... Zaraz miałem choć niejasne przeczucie... Oto widzicie — ciągnął, dławiąc się wyrazami — wyspa ta, to... to wyspa pływająca... To taki kawał podmulonego brzegu rzeki, taki cypel z wywróconemi pniami drzew, który porwany przez prąd wody oderwał się i spłynął na środek koryta. Spłynął może z bardzo daleka i popłynąłby może jeszcze dalej, gdyby nie korzenie tych wywróconych drzew, z których jeden najtęższy zaczepił się tu o dno kamieniste. Namacałem go dokładnie tylko oderwać nie miałem siły... Jeżeli więc Demps, który uderzeniem pięści powala wołu...
Nie zdążył skończyć myśli, kiedy Demps już bez ubrania zsuwał się z brzegu. Nie pytał o szczegóły, wiedział sam co mu robić wypada i ledwo znikł w ciemnej głębi trzej pozostali poczuli wyraźnie jak ziemia im drży pod nogami.
Trzy wstrząsy potężne świadczyły, że olbrzym czyni nadludzkie wysiłki. Trzy wstrząsy jeden po drugim, jeden od drugiego silniejszy. Nareszcie pod wodą trzasło coś głucho, coś zabulgotało po rzece.
Wysepka jak puszczone w ruch koło zakręciła się zwolna i popłynęła z prądem w dół rzeki. Demps wynurzył się na samem jej końcu.