Strona:Michał Marczewski - Wyspa pływająca.pdf/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wojowników Sępiego Pazura“ ale „Sępi Pazur“ i jego wojownicy chcą zapalić fajkę pokoju z białymi braćmi i piec przy jednym ogniu wielkiego tura, który chodzi po tamtej stronie rzeki.
— Aha! — mruknął Persi. — Innemi słowami ten łotr zaprasza nas na wspólne polowanie. Słuchajmy dalej.
A „Sępi Pazur“ ciągnął dalej, coraz więcej zapewniając o swojej wspaniałomyślności.
— Wielki tur ma dużą, dużą rodzinę. Dwadzieścia razy tyle co „Sępi Pazur“ ma palców u jednej ręki. Wojownicy „Sępiego Pazura“ potrafią dobrze pędzić wielkiego tura na celne strzały białych braci i biali bracia mogą zabić dużo, dużo żon i dzieci wielkiego tura i mieć tyle skór ile tylko zobaczą ich oczy i zabiorą ich mustangi. Ani „Sępi Pazur“, ani jego wojownicy nie wezmą żadnych rogów, żadnych ogonów z zabitego stada wielkiego tura, prócz trochę mięsa, które zaniosą do swych wigwamów i wojownicy „Sępiego Pazura“ zostaną na zawsze dobrymi braćmi dobrych białych braci i zawsze będą pędzić wielkiego tura na ich celne strzały. Niech wódz białych braci pokaże swą twarz „Sępiemu Pazurowi“, niech otworzy usta i niech powie czy chce palić fajkę pokoju, czy chce aby „Sępi Pazur“ zatknął tomahawk między jego a swoimi braćmi?
I znowuż Demps chciał zerwać się z ziemi.
— Pozwól Persi — zawołał — niech odpowiem temu nicponiowi!