Strona:Michał Marczewski - Wyspa pływająca.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czterech myśliwych mogło teraz w ciszy rozważać szanse dalszej swojej obrony. Żaden z nich bowiem nie łudził się nadzieją, że odparci narazie Mohikanie skorzystają z nauczki i dadzą dalszym usiłowaniom za wygranę.
John Persi, jako najdoświadczeńszy, twierdził przeciwnie, że straty poniesione przez Indjan przyczyną się raczej do wzmocnienia ich uporu.
— Czerwonoskóry ma w sobie coś z natury wilczej. Wszelki opór doprowadza go do wściekłości. Jeśli nie uda im się sięgnąć nas zębem zatną się i legną stadem dookoła pewni, że nie dziś to jutro wezmą nas bez wysiłku głodem.
Demps Ruy zachichotał złośliwie.
He he he!... Jelenia nam wystarczy na tydzień. Ogień rozpalimy bez obawy, boć przecież wiedzą, że tutaj siedzimy. A jak mnie głód dokuczy to gotów jestem własnemi rękami wydusić ich wszystkich jak kuraków. Nie radzę ze mną żartować wtedy.
— To prawda — potwierdził Holender, przyglądając się bicepsom towarzysza skręconym w supły i skręty na obu ramionach. — Możebyś ich wydusił do jednego, żeby każdy z nich zechciał spokojnie doczekać się swojej kolejki, ale ja wolę tymczasem pomyśleć o czemś więcej rzeczowem.
A na to jakby czekał Szwalbele.
Podpełzł krzakami do pozostawionych koło koni worków i wracał stamtąd z flaszą whisky.