Strona:Michał Marczewski - Wyspa pływająca.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z nas tylko strzelał, a drugi nabijał tylko strzelby. Ponieważ każdy z nas, prócz karabinu ma jeszcze dubeltówkę możemy dać w razie potrzeby w pewnych odstępach po sześć strzałów z każdej strony. To uniemożliwi dawanie salw, poczas których nieraz mierzy się do jednego i tego samego celu, nie licząc, że wiele kul idzie na marne. A czerwonoskórzy liczą na to właśnie i najchętniej atakują w gromadzie... O... jak i teraz!...
Wskazał spojrzeniem przed siebie.
Właśnie rozpoczynało się takie masowe natarcie, przyczem Mohikanie wyskoczyli z zarośli w kilku miejscach, wpadając do wody rozciągniętym frontem i odkrywając „ogień“ — prawdziwie tyraljerski.
Na szczęście strzał nie zdołali wypuścić zbyt wiele; paru z nich zaledwie wypaliło z długich fuzji, a jedna z kul musnęła prawy policzek Holendra, który właśnie podniósł się z za kłody w zamiarze niesienia pomocy Szwajcarowi.
Van Doye, zaklął wściekle, co mu się rzadko zdarzało; krew płynęła mu po twarzy.
— Ach, wy bestje!... Celujcie jak się należy! Nienawidzę takich niedołęgów!
Przyłożył dubeltówkę do ramienia, powiódł lufą po linji głów upstrzonych i zanim rozwiał się dymek dwuch strzałów, chwytał już za karabin.
W długim szeregu Indjan powstawały nagle przerwy.
To ten, to ów czerwonoskóry dawał nurka żeby