Strona:Michał Bałucki - Za późno.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Słowa te załechtały miłość własną kobiety, ale obraziły jej dumę. Udała grzeczny uśmiech i wstała.
— Uważa pani, — zagadnęła znowu mama czterech córek panią lornetującą, — jak i mama i córka atakują hrabiego. Biedny! żal mi go!
— To wygląda na intrygę, ale Zosia zanadto naiwną mi się wydaje tutaj. Ona taka jeszcze jak fiołek, patrz pan, panie Śmietanka, jak przytuliła się do swego dansera, co tu niewinności! Mógłbyś pan o tem poezję napisać.
— Nie popłacają teraz takie poezje, pani dobrodziejko.
— Ale gdzież hrabia? — zapytała znowu mama, — czemuż nie tańczy? — i wzrok jej skierował się na trzy z pomiędzy czterech córek swoich, których nikt nie brał do tańca.
Wszystko troje oczami szukali pana hrabiego.
— A tam pod oknem siedzi — rzekł poeta — i ziewa niemiłosiernie.
Walc się skończył; światła, suknie, myśli, uczucia rozigrane odpoczęły. Panie wachlarzami chłodziły gorące twarze, w oczach ich widać było jakieś omdlałe, ponętne znuże-