Strona:Michał Bałucki - Za późno.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan nie tańczysz? — spytała siadając obok niego.
— Owszem, pani, ale przekładam poważne rozmowy.
Pan hrabia skłamał troszeczkę; bo nie brak chęci, tylko nogi nie dopisywały mu już do tańca.
— Ale panna Zofja tańczy jak anioł, na honor jak anioł.
— Jakże ją pan znalazłeś? — zapytała w lekkim nawiasie pani Konstancja. — Żałuję mocno, żem ją oddała na wychowanie do klasztoru. Nabywa przez to panienka manier, które mogą być miłe Panu Bogu, ale ludziom się nie podobają.
— O! w tym względzie daruj pani! ja stanę w obronie panny Zofji. Ta nieśmiałość, to największy powab, najpiękniejszy urok.
Pani Konstancja była zadowolona.
— Jak widzę, pan masz bardzo poetyczne gusta.
— O! ja lubię poezję, ale pisaną na kobiecych twarzach i wdziękach — rzekł wpatrując się w białą szyję pani Konstancji. — Panna Zofja jest w istocie urocza, — a ciszej dodał — do pani podobna.