Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A Czujko? — Czy ty myślisz, że Czujko da nam kupić? On pierwszy stanie do licytacyii, bo on ma oko na Lipczyny. I trzeba mu przyznać, że ma racyją. Dla niego Lipczyny, mają większą wartość, niż dla kogokolwiek, bo Zagajów ze wszystkiemi fabrykami, z modnem gospodarstwem nie ostoi się bez Lipczyn, które mają las i łąki, na czém tam zbywa. Czujko rozumie to dobrze i dla tego będzie licytował Lipczyny bardzo wysoko — i przelicytuje nas.
— Jak ma przelicytować, to czy dziś, czy za kilka lat, zawsze przelicytuje. Lepiej, że wcześniéj przyjdziemy do naszych pieniędzy.
— Goldfinger, Goldfinger, co ty gadasz?... Gorączka cię zaślepia. Który interes da ci taki procent, jak ten, który ci płaci Radoszewski?...
— Giełda da dwa razy tyle.
— Giełda — giełda — tam możesz zarobić, ale możesz i stracić: a tu pewność i interes czysty jak bursztyn, a ważny jak złoto. Z licytacyją nie ma się co spieszyć — bo nam nie ucieknie. Nikt inny nie może wystawić Lipczyn na licytacyją, prócz nas. Więc można jeszcze czekać dokąd będzie można. Widzisz Goldfinger, ja mam słabość do tego starego to nie zły człowiek, choć głupi, chciałbym mieć z niego jeszcze jakiś czas dojną krowę, ale dorzynać go bym nie chciał. Może jak go biéda przyciśnie, da się namówić na sprzedaż lasu — toby nam było na rękę do naszego interesu przy kolei, a jegoby na jakiś czas podtrzymało — niechby sobie dosiedział na Lipczynach do śmierci, niby jak na dożywociu — a potém — potém Goldfinger, nasze dzieci tam posadzimy. To będzie dla nich nie zły kąsek.
— Jeżeli go nam Czujko nie pochwyci...
— To już moja rzecz — rzekł z dumą i pewnością