Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ojciec i córka. Walery z przestrachem spostrzegł, że posiadanie milijonów bankierównej nie jest jeszcze tak pewną rzeczą, jak sobie wyobrażał. Mianowicie niepokoił go dziwnie poufały stosunek, jaki zachodził między bankierówną, a młodym buchalterem. Był to Dawid, syn Haby. — Walery z początku mało na to zwracał uwagi; a choć nieraz spotykał go w towarzystwie bankierównéj, to w ogrodzie, to w pokoju, rozmawiającego lub czytającego książki, to jednak przez myśl mu nie przeszło, aby taka podrzędna figura mogła mu przeszkadzać w czém kolwiek, a obecność jego tłómaczył sobie tém, że panna Goldberg używa jego posług, jak się używa lokaja lub innego płatnego człowieka.
Ale wnet miał sposobność przekonać się, że buchalter zajmował w domu bankiera daleko wybitniejsze stanowisko, niż to z początku przypuszczał, a co więcéj sam baron okazywał się nadzwyczaj przychylny dla niego i traktował go, jakby należącego do familii.
Kiedy w interesach bankowych miał wyjeżdżać do Wiednia, odbył przed tém długą jakąś naradę ze swoim buchalterem, a na wyjezdnem polecił jego opiece żonę i córkę. — Walery był właśnie obecny téj scenie i takie preferowanie żydziaka nad niego, ubodło go mocno; zdawało mu się, że on większe już mógłby sobie rościć prawa do takiéj opieki. Dał to nawet do poznania bankierowi przed odjazdem i przy téj sposobności wyjawił mu swoje zamiary. Ale baron delikatnie się wykręcił od dania stanowczéj odpowiedzi tłomacząc się tém, że wśród obecnéj katastrofy giełdowéj, gdy kapitały jego są niepewne, nie może jeszcze nic postanowić względem córki, gdyż nie wie, o ile będzie mógł zabezpieczyć jéj przyszłość.
Walery domyślił się moralnego sensu, to jest, że baron nie jest jeszcze pewny, ile posagu będzie mógł dać córce i każe mu czekać, dopóki nie ureguluje swoich in-