Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jego straty, i dla tego udał się do żony, celem wypożyczenia od niéj tego kapitału na czas jakiś. Wytłomaczył jéj, że jest to w wspólnym ich interesie ratować zagrożony majątek wszelkiemi sposobami, gdyż w razie, gdyby on upadł, ruina ta da się i jéj uczuć.
— Kapitalik twój — mówił — nie zapewni ci utrzymania, przynajmniéj nie zapewni ci tych wygód, jakich sobie teraz pozwalać możesz, gdy tymczasém użyty przezemnie, może ocalić nas od zguby, utrzymać nadal na téj stopie, na jakiéj teraz żyjemy, a nawet uczynić bogatszymi.
Argumenty swoje popiérał cyframi, wyłożył jéj prawie cały plan operacyji finansowéj, którą myślał się ratować, — ale żona przerwała mu w połowie znudzona i rzekła:
— Mój drogi, nie męcz mnie. Nie mam ani zdrowia, ani głowy do szukania takich rzeczy. To rzecz mego adwokata. Napiszę do niego, to jest każę napisać, a jeżeli on się zgodzi, ja nie będę miała nic przeciwko temu.
Odpowiedzią tą zamknęła usta mężowi. Nie było co dłużéj gadać. I żona robiła bardzo logicznie i rozsądnie, że nie chciała sama rozstrzygać w sprawie na któréj się nie znała, a jednak Czujko nie mógł się opędzić przykremu uczuciu, gdy pomyślał, że żona większe zaufanie miała do adwokata, niż do niego. Nie mógł jéj nawet tego poczytać za winę, bo nigdy nie starał się o zdobycie sobie jéj zaufania, przywiązania. Obojętność jéj była wynikiem jego własnego postępowania. Czyny jego zwracały się tylko ostrzem ku niemu i raniły serce. Po bolu poznał, że je ma i że ono miało także pewne wymagania od ludzi nie objęte cyfrą, ni rozumem. Wśród opałów jakie przebywał, serce zaczęło łaknąć, a nie miał czém ugasić budzącego się pragnienia, bo sam powysuszał wszystkie źródła ożywcze. Trzeba było z rezygnacyją i w milczeniu cierpiéć i czekać. Czekał na odpowiedź adwokata. Nadeszła