Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



V.
Intermezzo.

W kilka dni po owéj rozmowie na ściéżce, prowadzącéj do chaty cyganki na Wydartuchach pojawił się jednego po południa młody inżynier, którego już odtąd Teodorem Czujką nazywać będziemy. Sprowadził go tu obowiązek synowski. Jakkolwiek z tego, co słyszał o cygance niezbyt sympatycznie mu się przedstawiała, zawsze to jednak była jego matka i miał względem niéj obowiązki, zwłaszcza, że wiedział, iż jest w złem położeniu i prześladowana od dworu. Któż mógł ją uwolnić od tego, stanąć w jéj obronie, jeżeli nie on. Ta myśl wiodła go tutaj.
Z trudnością dopytał się we wsi o Wydartuchę, bo wieśniacy, uważając go za jakąś figurę rządową, wysłaną na szkodę cyganki, zbywali go bałamutnémi objaśnieniami. Dopiéro od jednego z robotników kolejowych, dowiedział się o położeniu téj miejscowości.
Dziwne uczucia miotały nim, gdy wyszedłszy z lasu zobaczył przed sobą ową pustkę, podobną więcéj do starego, zarosłego zielskiem cmentarzyska, niż ludzkiéj osady. Serce biło mu pośpiesznie w piersiach na myśl, że to jego rodzinne miejsce, że za progiem téj chaty na pół zwalonéj, siedzi w téj chwili jego matka, a równocześnie bał się spotkania z nią, bo nie był pewny, czy widok téj kobiéty, z którą nic go prawie nie łączyło prócz zwią-