Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w moich nadziejach, nie mogłem zataić przed żoną oznak wielkiego niezadowolenia. Uczuła to bardzo i być może, że moje postępowanie przyczyniło się wiele do jéj choroby, a następnie śmierci, niedługo za nią poszła i córka. Zastałem sam.
Nauczony smutnem doświadczeniem, bałem się już narażać na powtórny eksperyment, a jednak nie mogłem pozbyć się pragnienia, by mieć syna i wychować go starannie. Pragnienie to owszem z latami wzrosło i stało się prawie maniją moją.
Wtedy to jednego razu zdarzyło mi się, że wracając z wakacyj do miasta stanąłem na popas w małéj karczemce na rozdrożu. Do téj karczemki w jakiś czas po moim przyjeździe, przyszedł jakiś człowiek w łachmanach, mocno podpiły, z małem dzieckiem, które mu się z płaczem z rąk wydziérało. Kazał sobie dać wódki półkwaterek, potém drugi, trzeci, czwarty. Nie mogłem zniéść tego widoku. Zbliżyłem się do szynkwasu i zakazałem żydowi dawać więcéj wódki owemu człowiekowi, szczególniéj gdy zobaczyłem, że nabrzękła twarz jego od silnego napływu krwi stała się prawie fijoletową. Pijak popatrzył na mnie idyjotycznie, potém nasrożył się i uderzając kijem w stół krzyczał, że nikt nie ma prawa zabraniać mu pić, kiedy ma za co pić — i chce pić — nie ustąpiłem jednak przed pogróżkami i żyd bojąc się odpowiedzialności nie śmiał mu dać więcéj wódki. To tak rozgniewało owego człowieka, że zakląwszy, porwał chłopca za rękę i wybiegł z nim na drogę, zapewne by pójść do najbliższéj karczmy.
Nie doszedł tam jednak. Bo kiedym w godzinę potém pojechał w tę samą stronę, zobaczyłem go leżącego w rowie już prawie bez życia. Chłopiec mały stał przy nim i płakał. Wysiadłem z bryczki i podszedłem ku le-