Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w sadach, ten pałac i budynki dworskie. Otóż ci powiém, jak kiedyś szatan Chrystusowi, jeżeli mi pokłon zrobisz, wszystko to dam ci — będzie twoje. Nie patrz na mnie jak na waryjata. Mówię całkiem przytomnie.
To powiedziawszy usiadł obok Teodora i tak mówił daléj:
— Pamiętasz, kiedyśmy w dzień Ś-go Bartłomieja wracali do domu, obiecałem ci, że kiedyś powiem ci, czyich pieniędzy użyłem na uratowanie Radoszewskiego. Otóż dziś ta chwila nadeszła. Dowiész się o tém i o wielu jeszcze innych rzeczach. Historyja to dość długa, bo sięga aż czasów mojéj młodości.
— Trzeba ci wiedziéć, że marzeniem mojém było niegdyś mieć syna i wychować go podług zasad, które sobie wyrobiłem czytaniem, rozmyślaniem i doświadczeniem. Przedtém jeszcze, bo zaraz po ukończeniu szkół, miałem daleko szérsze plany; chciałem wychować tak nie jednego, a kilkudziesięciu, a przynajmniéj kilkunastu młodzieńców i oddać ich na usługi ludzkości. W tym celu obrałem sobie zawód nauczyciela prywatnego. Byłem w kilku zamożnych domach. Ale przesądy, źle zrozumiana miłość rodzicielska, a wreszcie kastowe uprzedzenia krępowały moje usiłowania. Po kilku latach przekonałem się, że tą drogą nie dojdę do urzeczywistnienia mych planów i zredukowałam je na skromniejsze rozmiary; chciałem wychować na pożytek ludzi przynajmniéj jednego człowieka.
Ta jedna myśl skłoniła mnie do małżeństwa. Postarałem się najprzód o posadę zabezpieczającą mi utrzymanie, a potém ożeniłem się. Przyznam ci się, że nie z miłości, ale poprostu dla tego, że chciałem, aby kobiéta, którą pojąłem, była matką mojego syna. Zawiodło mnie to wyrachowanie. Żona powiła mi córkę. Tak nieprzypuszczałem podobnego wypadku, że widząc się zawiedzionym