Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gościnności. Przybyli zrozumieli widać to nieme pytanie, bo ów najstarszy, który już przedtém żądał od Kundusi atramentu, wysunął się naprzód i kłaniając się uniżenie gospodarzowi, rzekł chrząkając dla nadania sobie powagi.
— Pan dobrodziéj daruje, że z obowiązku mego przybyłem tutaj dla zrobienia spisu ruchomości i zajęcia, — jako iż jestem sekwestrator rządowy.
Po słowach tych nastała długa, głucha cisza. Zdumienie, przerażenie, boleść zamknęły usta wszystkim. Wreszcie Radoszewski przemówił pierwszy:
— Co? mnie sekwestrować? — za co? W twarzy jego zaczerwienionéj malowało się oburzenie i zawstydzenie. Oburzenie nie było całkiem udane. Radoszewski tak mało znał rzeczywisty stan swoich interesów, tak mało zaprzątał sobie nimi głowę, że mu ani przez myśl nie przeszło, że interesa jego stoją już tak źle, żeby aż do téj ostateczności przyjść miało. Wprawdzie odbiérał nieraz ze sądu nakazy płatności, ostrzeżenia i egzekucyje; sam Habe nieraz mówił mu, że do tego przyjść może, ale że przepowiednie jakoś się nie iściły, więc uważał je za próżne strachy i oswoił się z temi pogróżkami. To téż gdy naraz zobaczył pogróżki te urzeczywistnione w postaci komornika i to w chwili, kiedy myśl jego zajęta była czém inném, nie mógł w pierwszéj chwili uwierzyć, aby to mogło być prawdą. Trzeba było dopiéro, żeby komornik pokazał mu wyrok sądu, aby go przekonać, że to nie żarty.
W wyroku stało czarne na białém, że w skutek skargi wniesionéj przez wierzyciela Arona Goldfingera o niewypłacalność weksli, sąd nakazuje zajęcie ruchomości i równocześnie ogłasza termin licytacyji Lipczyn.
Radoszewski patrzał w papiér nieprzytomny, oczy wytrzeszczył, że zdawało się wyskoczą z oprawy, a na rozpalone czoło wychodziły dwie krople potu. Po chwili