Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiołu, jak najmniéj go potrzebować, Napoleon takim systemem wojował z Anglją.
— I nasza okolica ma takiego Napoleona — w Czujce.
Stary Kowalski na wspomnienie tego nazwiska zatrzymał się, popatrzył na syna zdziwionym wzrokiem i spytał po chwili.
— Czy tu jest w okolicy jaki Czujko?
— Tu w samym Zagajowie — to sam właściciel Zagajowa. O ile słyszałem wypowiedział żydom wojnę na zabój i pomimo strat, przykrości, na jakie go ta uporczywa walka naraża, nie ustępuje.
— To widocznie jakiś dzielny człowiek, — rzekł stary Kowalski. Powiedział te słowa więcéj machinalnie, bo myślał zdaje się o czémś innem i tak utonął w tém zamyśleniu, że nie słyszał nawet służącego wchodzącego z samowarem. Dopiéro syn przypomnieć musiał mu, aby siadł do kolacyji.
Podczas jedzenia ojciec spytał niby od niechcenia Teodora; czy zna tego Czujkę dobrze.
— Osobiście go nie widziałem — odrzekł Teodor. A chciałbym bardzo poznać go, bo z tego co o nim słyszałem, nie wiém jeszcze, czy to zapoznany genjusz jaki prowincyjonalny, czy téż człowiek rzeczywiście rozumny.
— Niesłyszałeś czy ten Czujko nie miał brata? — pytał stary Kowalski gniotąc w palcach kuleczki z chleba i wpatrując się w nie tak zapamiętale, jakby one całą jego uwagę w téj chwili zajmowały.
— Podobno miał — a nawet zachodzą tu jakieś familijne tajemnice, o których nieco słyszałem.
I tu Teodor opowiedział ojcu w krótkości to, co owego wieczora słyszał w Lipczynach. Stary słuchał go z żywém zajęciem. Czasami przerywał mu opowiadanie jakiem zapytaniem; to znowu niespokojnie kręcił się na