Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

świadczenia, że odwlekanie i brak decyzyji w takich przypadkach, odwléka często sprawę na długo. Totéż modliła się gorąco do serca Jezusowego i opieki Boskiéj, by Bronisia nie potrzebowała tak długo, jak ona, czekać na spełnienie życzeń serca swego, — a Bronisi poleciła odmawiać modlitwę do świętego Józefa patrona oblubieńców.
Tak wzmocnione na duchu wróciły do domu — a w parę godzin potém, skoro tylko rosa dostatecznie oschła na łąkach, wybrały się do lasu.
Dochodząc do łąk, które dzieliły las od ornego pola, gdzie się ciągnęła właśnie granica Zagajowa i Lipczyn, spostrzegły ze zdziwieniem wielu ludzi, snujących się i stojących w różnych punktach. Jedni stali przy zatkniętych w ziemię białoczerwonych chorągiewkach, inni kładli coś jak łańcuchy lub powrozy na ziemi, albo zabijali w łąkę łaty drewniane, spojone w kształcie dużéj litery A. Łat takich stérczało już dużo w równéj liniji na całéj przestrzeni, jak daleko okiem zasięgnąć można było i tworzyły razem jakby krokwie dachu, który miał przykrywać ziemię. Pod dużym, białym parasolem stał jakiś mężczyzna w palonych butach, żółtéj marynarce i słomianym kapeluszu i coś mierzył czy rysował na małym stoliku o trzech nóżkach. Co chwila przykładał on lunetę do oczów i dawał rozkazy ręką, a wtedy cały zastęp ludzi, palików i chorągiewek kierował się podług ruchów jego ręki i posuwał się naprzód, coraz daléj, obejmując coraz to większą przestrzeń ziemi w swoje posiadanie.
Robiło to zdaleka wrażenie mrówek, poruszających się wzdłuż jednéj liniji tam i napowrót, idących i wracających z ciężarkami i bez ciężarów.
Nim nasze niewiasty — chciałem powiedzieć panny — doszły do ściéżki, która przez łąki, wzdłuż rowu prowadziła do lasu — już cały zastęp tych ludzi pracujących,