Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

razu i dlatego rozmowa się rwała, bo żadne nie umiało zacząć lub nie śmiało mówić o tém, o czémby najbardziéj chciało. Pocieszała swoję pieszczotkę, że drugi raz pójdzie im lepiéj — i że ona nawet gotowa im pomódz i ośmielić. Bronisia rzuciła jéj się z uciechy na szyję i uściskała serdecznie i ucałowała, a staruszka płakała głaszcząc ją po włosach.