Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ożenisz bogato, Zagajów nie będzie wiele znaczył dla ciebie, a dla mnie i matki będzie może stanowił jedyny punkt oparcia, gdyby przedsiębiorstwo i przemysłowe moje operacyje mnie zawiodły.
Syn roześmiał się jałowo na te słowa.
— Cóż w tém widzisz tak śmiesznego? — zapytał ojciec, dotknięty nie mile śmiechem syna.
— To, że ty, który zawsze mi mówiłeś o realnéj wartości rzeczy, — dziś stawiasz mi przed oczy same urojone ilości i każesz na téj podstawie niepewnéj, budować przyszłość.
— Twój rozum, twoje wykształcenie, o które się postarałem, stanowić tu powinny podstawę. Ja tyle nie miałem, a dorobiłem się.
— Jakto — i Zagajowa nie miałeś?
— Nie — odrzekł Czujko, spuszczając przed synem oczy, a twarz jego chmurniała przy tém — Zagajów był własnością mego... twego stryja.
— Ha, więc zgoda na Zagajów — na bezrybiu i rak ryba.
Rozmowa się urwała, bo właśnie wjeżdżali w bramę pałacu zagajowskiego.
A tymczasem w Lipczynach Kundusia i Bronisia wyniosłszy się po odjeździe gości do ogrodu, usiadły w brzozowéj altance, osłonionéj gęsto dzikiem winem i poczęły sobie czynić zwierzenia. Bronisia wyspowiadała się z całą szczérością, że była ogromnie nieśmiała wobec Walerego i choć tyle miała mu powiedziéć, nic nie powiedziała. Że i on równie był nieśmiały, i zamiast z nią mówić o przeszłości, bawił ją rozmową o pogodzie i podróżach. Kundusia z tego wyciągnęła taki wniosek, że oboje za dużo mieli sobie do powiedzenia od pierwszego